niedziela, 10 lipca 2016

Żadna z Ciebie rywalka

"Zastanawiam się nad tym wszystkim i jak zwykle wraca do mnie wspomnienie wspólnie spędzonego czasu. Cofam się pamięcią do chwili, kiedy się to zaczęło, ponieważ wspomnienia to jedyne, co mi pozostało."

Przymykam powieki i biorę głęboki wdech kiedy w mojej głowie zaczyna pojawiać się pewien obraz.
*-Proszę Cię zostań ze mną- chłopak przeczesał swoje włosy palcami, nie wiedząc co ma odpowiedzieć
-Justin!- chwytam go za ramię kiedy próbuje wstać
- Zabije tego sukinsyna- cedzi przez zaciśnięte zęby wyrywając się z mojego uścisku. Ubiera kurtkę i kieruje się w stronę wyjścia.
- Nie chce żeby coś CI się stało- mówię zapłakanym, łamiącym się głosem- Potrzebuję Cię- wyszeptałam
Chłopak wziął głęboki oddech patrząc na mnie. Jego oczy nadal były ciemne ale wiedziałam że próbuje się uspokoić. Niepewnym krokiem podszedł do mnie. Odgarnął pojedynczy kosmyk z mojej twarzy i wbił się w moje usta z niesamowitą namiętnością.
-Wrócę nim się zorientujesz - szepczę opierając swoje czoło o moje.
- Po prostu uważaj na siebie - wydusiłam ostatni raz całując go w usta.*
UGH! Zaciskam zęby, kiedy czuje słony posmak w ustach. Chwytam pierwszą z brzegu pigułkę i łykam ją bez zastanowienia.Nie mam zamiaru pozwolić aby to co wydarzyło się kilka lat temu powróciło... Krzywię się  kiedy natłok wspomnień rozpycha moja czaszkę. Bez zastanowienia biorę głęboki wdech i połykam kolejną pastylkę. Moje powieki wydają się cięższe, ale ból zmniejszył się do tego stopnia, że mogę ruszyć nogą. Z grymasem na twarzy wstaję. Powoli zakładam spodnie a następnie zmieniam górną część garderoby na... na bluzę Biebera. Z uśmiechem na ustach przeczesuję palcami poplątane włosy i związuje je na czubku głowy w niechlujnego koka. Muszę przetrwać, muszę być silna. Oblizuje usta i wychodzę z sypialni. Mam nadzieję, że ta tania dziwka będzie gdzieś na dole. Rozglądam się lecz kiedy nie dostrzegam nikogo wokół. Schodzę na dół. Otwieram pierwsze drzwi po prawo i znajduję się w zatłoczonym salonie. Z bezczelnym uśmiechem na ustach opieram się o futrynę i odchrząkam. Wszystkie oczy koncentrują się na mnie. Mój uśmiech się poszerza kiedy zauważam dwóch chłopaków, których ostatnim razem wykiwałam uciekając stąd.
- Część- mówię siadając niedaleko - Jestem Letty
Ich zniesmaczone miny mówiły same za siebie. Nie chcieli mnie tu. No cóż...
Ja również nie chciałam tu być. Po paru niezręcznych minutach ciszy i tępych spojrzeniach. Wszyscy wrócili do grania i kibicowania. Rozłożyłam się na kanapie i złapałam kontakt z dwójką chłopaków grających w jakąś durną grę sportową.
- Stary zjebałeś taką akcje!- krzyczy zielonooki blondyn Drake
-Ja mu tylko daje fory! -broni się brunet- Zobaczysz... zaraz to wygram
- JEST 6:0 DLA NIEGO BARANIE ! JAK CHCESZ TO WYGRAĆ!- krzyknął uderzając go w głowę.
- Może jeśli... SKOPIE CI DUPĘ TO POMOŻE!- powiedział rzucając się na blondyna
  Akcja przybrała tępa. Pady latały w powietrzu, a reszta towarzystwa śmiała się, kibicowała i obstawiała wyniki. Nie mogłam się powstrzymać i dołączyłam do zakładów. Obstawiłam jedyne swój złoty zegarek na Drake'a. Nie trzeba nawet wspominać dlaczego, wystarczy jedynie na niego spojrzeć. Jest wyższy od szatyna, silniejszy i widać że ma doświadczenie w tak zwanych walkach ulicznych. I mimo, że to jedynie zabawa... Wygrał!
Emocje szybko opadły kiedy drzwi się otworzyły a w nich staneła długonoga ladacznica. Jej spojrzenie w pierwszej chwili padło na mnie. Uśmiechnęłam się niewinnie, kiedy jej wzrok zjechał na bluzę. Jej grymas wyrażał wszystko. Gniew, nienawiść, zazdrość.
-Zdejmuj to suko!- krzyczy podchodząc do mnie.
- Słyszeliście coś?- pytam przyglądając się swoim paznokciom. Wydawały się takie interesujące, choć były nieco zniszczone.
-Zdejmij jego bluzę! Albo Ci pomogę!
- Nie dotykaj mnie zdziro!- syczę kiedy pociąga za skrawek rękawa.
Krzywię się podnosząc z kanapy. Wokół wszystkie spojrzenia skierowane są na nas. Liczę na to by zrobiła pierwszy ruch. Tak bardzo na to czekam. Zacisnęłam dłonie w pięści kiedy uniosła rękę
-Aya... Nawet o tym nie myśl- mówi jakiś chłopak stając tuż za nią.
Unoszę brwi do góry, kiedy szatynka opuszcza rękę.
-Żadna z Ciebie rywalka- prycham siadając z powrotem na kanapie.
Jej czerwona twarz wygląda jakby miała zaraz eksplodować. Obserwuje z czystym rozbawieniem jak próbuje się uspokoić. Mój uśmiech zdaje się powiększać z każda minuta kiedy wychodzi z pomieszczenia. Wychodzę chwilę po niej. Grzecznie kieruję się do sypialni Justina. Wchodząc do środka mimowolnie zamykam drzwi. Łykam ostatnią tabletkę i opadam na łóżko. Przymykam powieki i zasypiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz