środa, 28 sierpnia 2013

Może to ona tak na mnie działa...

 * Z perspektywy Letty *
W ciągu tych ostatnich paru minut uważnie obserwowałam cienie dochodzące z przed pokoju. W prawdzie nie słyszałam rozmowy ale po postawach chłopaków doszłam do wniosku, że coś poszło nie tak. Wiedziałam, że im się nie uda, wiedziałam, że dla mojego brata liczy się tylko jedno Cel, który ma poprowadzić go do sukcesu. Rodzina już dawno przestała, się dla niego liczyć... może dlatego, ze rodziny już nie ma, a może po prostu ma mnie za śmiecia. Spójrzmy prawdzie w oczy ma tylko mnie... nie wiem czy ktokolwiek chciałby  oglądać człowieka, który przypomina mu o bólu każdego cholernego dnia. Problem jest w tym, że tak jak mojej rodziny już nie ma, tak moje spojrzenie na Damona całkiem się zmieniło. Nie traktuje go jak brata, od dnia który przekreślił i zmienił resztę mojego jebanego życia. Ale choć tak bardzo nasze stosunki się zmieniły wciąż chce wrócić do gangu,w którym rozpoczęło się moje nowe życie i w którym choć czuje się użyteczna. Już od dobrych pięciu minut próbuje rozwiązać sznury, które z każdym ruchem coraz bardziej ranią moje nadgarstki. Z początku ciężko było poluźnić więzy, rany które powstały w wyniku uścisku lin wylewały wiele krwi i szczypały jak nigdy w życiu. Choć  teraz zapewne moje dłonie są pokaleczone, to mogę oficjalnie powiedzieć, że jestem bliżej wydostania się z tej zapyziałej dziury.Opuściłam głowę w dół by ponownie spróbować wsłuchać się w rozmowę, lecz niestety jakiś dureń uniemożliwił mi to poprzez przesuwanie jakiś pierdolonych przedmiotów. Zrezygnowana przymknęłam powieki i zasnęłam.
*
-mamo!?- cisza
-tato?!- znowu cisza
Wchodząc do salonu zastygłam w bezruchu, a moje oczy się zaszkliły. Spojrzałam na nich  a słona ciesz wylewała się z moich oczu .Leżeli na podłodze w ogromnej kałuży krwi. . Już nie żyli.
- o Mój Boże- zakryłam dłonią usta i upadłam przed nimi na kolana, przytulając ich do piersi.
do oczu napłynęła mi kolejna dawka słonych łez ale mimo tego dostrzegłam kartkę położoną na klatce piersiowej ojca
" Nie smuć się mała suko, ludzie prędzej czy później umierają. A ty będziesz następna. Lepiej się pilnuj. Specjalne pozdrowienia dla Biebera"- natychmiastowo zgniotłam kartkę i rzuciłam na drugi koniec pokoju.
-Przepraszam... tak bardzo was przepraszam-wyszeptałam cicho łkając
- Ja nie chciałam...
Nie chciałam!
Nie chciałam!
*
-Obudź się do cholery!-krzyknął dobrze znany mi chrypliwy głos
Uchyliłam lekko powieki, rozejrzałam się po całym pomieszczeniu i poczułam coś lepkiego na swoich dłoniach coś co przypominało...krew. Spojrzałam na nadgarstki, były całe pozrzynane od sznurów... krwawiły nie regularnie z każdym moim ruchem było jej coraz więcej kapała na podłogę całkiem jak deszcz spływający z dachu.Momentalnie zrobiło mi się słabo nie mogłam powiedzieć ani słowa a... łzy spłynęły po moim policzku Z każdą chwila jakikolwiek dzięki stał się dla mnie nie słyszalny. Ostatnie co zobaczyłam to rozmazana postać niosącą mnie na rękach. Później ogarnęła mnie ciemność.
* Z perspektywy Justin'a *
Coś poszło nie tak... kurwa kto ją wiązał?!. Następny problem do kolekcji.... Zajebiście
-Ryan otwórz te pierdolone drzwi-krzyknąłem. Do lekkich to ona nie należy
Położyłem ją ostrożnie na moim łóżku, a następnie zacząłem otwierać po kolei wszystkie szafki w poszukiwaniu apteczki.
- Co zamierzasz z nią zrobić Jus?-oparł się o futrynę mierząc  mnie pytającym wzrokiem
- no nie wiem Einsteinie może ją opatrzę a... później przelecę- łobuzerski uśmiech wkradł się na moje usta.
-Serio?-spytał przejęty
-wzruszyłem ramionami.- Może
Osuwając następną szafkę dostrzegłem apteczkę. Chwyciłem ją i wyjąłem rzeczy potrzebne do opatrzenia ran. Delikatnie przemyłem rany wodą a następnie osuszyłem  poprzez owinięcie jej gazikiem. Tak wiele razy to robiłem, że mam to w jednym paluszku. Po skończeniu wszystkich pierdoł przykryłem ją kocem.
-Nie mogę uwierzyć, że ktoś taki jak ona zabija...kurwa ale mnie ominęła zabawa- kąciki ust momentalnie się uniosły
-Stary co z nią?-Chaz wskoczył do pokoju jakby się paliło
-Co ja wam kurwa powiedziałem, wara od mojego pokoju. Jasne?-uniosłem się
-woho spokojnie  Bieb- uniósł w obronnie ręce do góry- Więc co z nią-popchnął Ryana w głąb korytarza i oparł się o futrynę
-A co ja lekarz?! Mam nadzieje że dobrze inaczej...-kątem oka spojrzałem na nią i pociągnąłem lekko za kocówki swoich włosów-
-to dobrze-odetchnął Chaz- Już myślałem, że się wykrwawi, w końcu będę musiał nauczyć się wiązać luźniej sznury-serce zaczęło bić mi szybciej a pięści mocno zostały zaciśnięte
- Coś ty kurwa powiedział?!

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem, że do dupy ale nie miałam laptopa i na kartce pisałam, a później wrzuciłam szybko. Więc za wszystkie błędy przepraszam:/.  W następnym scenka  
Bieber vs Toretto.
DZIĘKUJĘ ZA TYLE WEJŚĆ!!! KOCHAM WAS ♥.♥ <3

2 komentarze: